Katmandu jest głównym z trzech miast Doliny Katmandu, serca państwa nepalskiego. W stolicy tradycja spotyka się z nowoczesnością. Z jednej strony – egzotyczne dla nas świątynie na Durbar Square czy piękne buddyjskie stupy, z drugiej – centra handlowe i szerokie ulice obstawione reklamami najbardziej znanych światowych marek. Pomiędzy tym wszystkim dzielnice, w których żyją przeciętni Nepalczycy. Brudne, zaniedbane domy, jatki z mięsem, na którym roi się od much, błoto i gruz na ulicach.
Nieopodal Durbar Square znajduje się enklawa turystycznego Katmandu – słynna dzielnica Thamel. Kto był na Thamelu, ten wie. Nie sposób tego miejsca nie lubić. Urocze wąskie uliczki wypełnione są po najwyższe piętra hotelami, restauracjami i agencjami turystycznymi. Otwarte do późna, pięknie podświetlone sklepy, wabią przybyszów z całego świata. Więcej tu bowiem turystów, niż Nepalczyków. Słychać rozmowy we wszystkich językach, a z rozsianych co krok sklepów muzycznych dobiega muzyka Dire Straits czy Pink Floyd. Może to wszystko trochę sztuczne, nie tak wygląda przecież życie w Nepalu. Mnie jednak trudno było się oprzeć urokowi Thamelu i marzę, by znów znaleźć się na jego uliczkach.
Opowieść o Katmandu nie byłaby pełna bez wspomnień kulinarnych. Wszystko, ale to absolutnie wszystko, co w Katmandu jedliśmy i piliśmy, było przepyszne. Herbaty, podobnie jak w Indiach, to mistrzostwo świata, a masala z mlekiem po wizycie w Nepalu stała się moim ulubionym napojem. Potrawy, które szczególnie wdzięcznie zapisały się w mojej pamięci to wszelkie odmiany zupy pomidorowej, przyrządzanej zwykle dość pikantnie, hinduski dhal i nepalskie pierożki momo. Gorąco polecam!
Poniżej obrazki z miasta takim, jakie ono jest, za wyjątkiem zabytków, którym poświęcam osobne strony.