Christchurch, kolejne nowozelandzkie miasto na trasie naszej podróży, zaledwie trzy lata temu nawiedziło trzęsienie ziemi, które zniszczyło całe zabytkowe centrum wraz z katedrą. Tragedia, która pociągnęła za sobą śmierć 185 osób, wciąż jest tu tematem numer jeden. I nic dziwnego – większość zburzonych domów do dziś nie została odbudowana, podobnie jak piękna niegdyś katedra. Znamiennym była wizyta w „centrum handlowym”, czyli na ulicy, przy której w metalowych barakach ulokowano sklepy, restauracje, a nawet bank i pocztę. Banku w metalowym baraku nie widziałam jeszcze nigdy…
Na szczęście w tym mieście zniszczenia znaleźć można oazę piękna, która uchowała się przed niszczącą siłą przyrody. To Hagley Park ze słynnym ogrodem botanicznym - rozległy kompleks ogrodowy, w którym podziwialiśmy najpiękniejszy dotychczas ogród różany, wspaniały zakątek obsadzony wszelkimi odmianami hortensji czy piękną aleję poprowadzoną wzdłuż wielobarwnej rabaty, na której królowały letnie kwiaty: purpurowe pysznogłówki, fioletowe, białe i czerwone floksy, żółte trytomy i wiele, wiele innych. Przez park przepływa rzeczka, po której można popływać kajakiem w otoczeniu wszechobecnej zieleni. Właśnie takie miejsce było nam potrzebne, by wypocząć po trudach dotychczasowej podróży. Wspaniale utrzymane trawniki zachęcały do położenia się i spojrzenia w chabrowe niebo. Tak więc spędziliśmy ten dzień – leżąc sobie w pięknym parku.
Po wylegiwaniu się na trawce łatwiej było nam zaakceptować nocleg…w więzieniu. Tego dnia bowiem specjalną atrakcję stanowiła noc spędzona w autentycznym więzieniu, które przemianowano na dość oblegany backpackerski hotelik. Jailhouse Accomodation oferuje spartańskie pokoje z piętrową pryczą i niezapomnianą atmosferę.
styczeń 2014