Adding the modal overlay screen makes the dialog look more prominent because it dims out the page content.
Rotorua
Wyspy nowozelandzkie oddzieliły się od Australii jakieś 90 milionów lat temu, w dziejach świata to jednak nie znaczy wiele. Obszar Nowej Zelandii z geologicznego punktu widzenia jest bardzo młody, stąd podróżując po kraju można odnieść wrażenie, że obydwie wyspy wciąż się dopiero kształtują. W czasie dwutygodniowej podróży przydarzyło się nam trzęsienie ziemi (w okolicach Wellington), odwiedziliśmy miasto zburzone innym trzęsieniem ziemi zaledwie trzy lata wcześniej (Christchurch), przed nami szalał cyklon (nadszedł w okolice Auckland), widzieliśmy też wciąż czynne wulkany (Tongariro), nie mogło więc zabraknąć także gejzerów i gorących źródeł. Dzięki nim na prawdziwy kurort wyrosło miasteczko Rotorua usadowione niemal w centrum Wyspy Północnej. Każdy, nawet najmniejszy hotelik, oferuje tutaj baseny z naturalnie ciepłą wodą. Nie brak też luksusowych spa, których nie spotykaliśmy w innych rejonach kraju. Minusem tego stanu rzeczy były bardzo wywindowane ceny noclegów. Nie ma się jednak co dziwić – w końcu każdy hotel to małe spa
W pobliżu Rotorua znajdują się niezliczone miejsca, w których można podziwiać gejzery i ciepłe źródła. My wybraliśmy się do Wai-o-tapu i był to bardzo dobry wybór. Warto przyjechać na miejsce przed 10:15, tak aby zdążyć na pokaz wybuchu gejzera. Oczywiście, przyroda nie ma tak świetnie wyregulowanego zegarka, by zaspokoić potrzeby turystów. Wybuchowi gejzeru troszkę „pomaga” człowiek wrzucając do wnętrza krateru mieszankę przypominającą składem mydło. Po pokazie zaczyna się prawdziwa gratka dla podróżnika, czyli właściwa wędrówka szlakami Wai-o-tapu. W unoszących się oparach siarki spaceruje się po drewnianych podestach podziwiając cuda stworzone przez przyrodę. Co tu dużo opowiadać, zobaczcie zdjęcia…
