Adding the modal overlay screen makes the dialog look more prominent because it dims out the page content.
Lackowa
Zdobyta 30 sierpnia 2013 r.
Niech nikogo nie zwiedzie nazwa – choć Lackowa to najwyższy szczyt Beskidu Niskiego, jego zdobycie do najłatwiejszych nie należy.
My wycieczkę rozpoczęliśmy w maleńkiej miejscowości Izby, dosłownie tam, gdzie droga bierze zakręt. A konkretnie – obok stadniny koni, w miejscu gdzie główna droga skręca w kierunku Tylicza, a szczęśliwi posiadacze samochodów terenowych zjechać mogą na drogę gruntową prowadzącą na Przełęcz Beskid. Moje osobowe autko nie przebrnęło tego testu i po kolejnym zahaczeniu podwoziem o ostre kamienie porzuciliśmy samochód na skraju łąki, by dalej pomaszerować pieszo kierując się oznaczeniami szlaku konnego. Po krótkim spacerze na przełęczy skręcić trzeba w lewo w mało widoczną ścieżkę prowadzącą w głąb lasu. Odtąd czerwony szlak oraz słupki graniczne prowadzą aż na sam szczyt.
Początkowo droga biegła wśród owocujących krzewów jeżyn, dzięki czemu zjedliśmy się tych słodkich owoców więcej, niż w całym dotychczasowym życiu. Wkrótce jednak przyjemności się skończyły, a zaczęła mozolna wspinaczka. W tym miejscu muszę przyznać, że żadne opisy przeczytane przed wycieczką w Internecie nie były przesadzone. Na Lackową prowadzi wyjątkowo strome podejście. Wejście w górę daje nieźle w kość, ale nieporównywalnie gorsze jest karkołomne zejście. Mówiąc obrazowo schodzi się czepiając się oburącz rosnących po drodze drzewek. Absolutnie nie jest to góra na wycieczki z małymi dziećmi ani dla osób starszych, gdyż trudno byłoby im pomóc w schodzeniu.
Po wdrapaniu się na grzbiet góry trzeba jeszcze chwilę pomaszerować, aby dotrzeć do dobrze oznaczonego szczytu. Po drodze mija się wiele powalonych drzew, a wierzchołek Lackowej jest całkowicie zalesiony i o widokach można zapomnieć. Mimo to nasza satysfakcja ze zdobycia 26. z 28. szczytów Korony Gór Polski była niczym niezmącona, a w nagrodę czekał na nas na dole jeżynowy deserJ
Cała wycieczka zajęła nam około 3 godzin. Szlak nie jest uczęszczany, w piękny sierpniowy dzień minęło nas zaledwie 5 osób. Po drodze nie ma kontaktu „z cywilizacją”, oprócz dobrych butów warto więc zabrać też coś do picia.
30 sierpnia 2013 r.