Upalne lato, a my znowu w górach. Tym razem ambitnie wybraliśmy się na wycieczkę dwudniową, z noclegiem w schronisku. Ruszamy w drogę ze szczytu Jaworzyny Krynickiej, na którą wjechaliśmy wygodną kolejką gondolową. Początek trasy to czysta komercja, szybko więc uciekamy w kierunku pierwszego na trasie schroniska oddalonego o kilkanaście minut od górnej stacji wyciągu. Po krótkiej pogawędce z ratownikiem GOPR, zjedzeniu wspaniałej szarlotki i wizycie w Muzeum Turystyki Górskiej znowu jesteśmy na szlaku. Turystów dużo, trasa przez Runek do schroniska nad Wierchomlą jest popularna wśród wczasowiczów z Krynicy Górskiej i łatwa, a prowadzi przepięknymi lasami.
Do schroniska nad Wierchomlą mamy duży sentyment. Odwiedziliśmy je kilka lat wcześniej w siąpiącym deszczu i do dziś wspominamy zaczarowaną atmosferę tego miejsca, gdzie przy kominku suszyły się przemoczone rzeczy, a ludzie podawali sobie jedzenie nad stołami siedząc razem przy długich stołach i rozmawiając ze współtowarzyszami niedoli jak na wielkiej rodzinnej imprezie. Dla takich wspomnień warto maszerować w deszczu. Przy pięknej pogodzie w letnie niedzielne południe czar nieco znikł. Tłum ludzi kłębił się ze wszystkich stron, a zamówić można było nawet… kawę mrożoną.
Ruszyliśmy zatem znowu w drogę, przez ten sam Runek, ale tym razem zmieniliśmy szlak na niebieski, by pomaszerować w stronę Hali Łabowskiej. I w tym momencie zgubiliśmy niemal wszystkich turystów
Wędrówka okazała się prawdziwą frajdą. Wspaniałe lasy, odsłaniające się co jakiś czas przepiękne widoki i pojedyncze osoby spotkane przez kolejne godziny. Ta część trasy była jednak bardzo męcząca dla najmłodszego wycieczkowicza i zajęła nam całe 3 godziny z licznymi przystankami.
Po przybyciu do schroniska na Hali Łabowskiej okazało się, że tego dnia nocujemy w nim tylko my! Mieliśmy zatem luksusową kolację, wszystkie łazienki do naszej dyspozycji i upragniony święty spokój
Rankiem po odespaniu trudów rozpoczęliśmy zejście do Łomnicy. Po drodze mijaliśmy liczne pamiątki po walkach partyzanckich toczących się na tych terenach, a także przepiękne hale z wysoką trawą i kwiatami, dzięki którym nad głowami przelatywały nam całe roje motyli. I znowu cały ten raj mieliśmy tylko dla siebie.
A po raju nadeszło piekło, a konkretniej – bardzo strome i dość długie zejście. To jedna z tych dróg, przy których trudno się zdecydować, czy gorzej jest nimi schodzić, czy wchodzić. Szczególnie w trzydziestostopniowym upale… Na szczęście nagrodą za zejście jest przepiękny potok Łomniczanka, w którym można się napić i umyć. My najchętniej weszlibyśmy do niego w całości, gdyby nie jego znikoma głębokość
20-21 lipca 2014